Niezależnie od tego, którą drogę wybierzesz - dojdziesz do celu.
Musisz tylko dokonać wyboru czy chcesz iść przez życie z nudną
łatwością, czy może w ciągu niebezpiecznych, lecz porywających
przygód.
Narracja trzecioosobowa
Wszyscy podzielili się w dwu osobowe grupy i wyruszyli na poszukiwania. Dostali od swoich dziadków sensowniejsze instrukcje, więc już wiedzieli od czego zacząć. Diana jak zwykle skazana była na swojego serdecznego przyjaciela Zayna. Do szukania przypadły im Niemcy a dokładniej Berlin. Nie zbyt przepadali za tym miastem, ale jak ujęła to Diana "Mus to mus i co zrobisz?"
Wylądowali na ziemi. Nie byli zbytnio zadowoleni, że muszą znów tu przebywać, ale jeśli miało im to pomóc... Kamińska wyszła na słońce i odskoczyła w cień.
-Juzus, gdzie mój pierścień?!-obszukała każdą możliwą kieszeń i pomału wpadała w atak paniki.Od dziecka miała z tym kłopoty. Choć najdrobniejszy błąd czy krzyk mamy i panikowała.
-Masz-chłopak podniósł go z ziemi a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Gdyby go nie znalazła musiałaby chodzić w cieniu, a wychodząc na słońce groziłoby jej poparzenie. Takie skutki bycia wampirem. Ruszyli przed siebie co rusz spoglądając na zdjęcie trójki dziewczyn.
Zbliżała się godzina szósta. Diana razem z Zaynem weszła do knajpki by coś zjeść. Przy ladzie chwilę zajęło im dogadanie się z kelnerką, ale udało się. Po kilku minutach dostali swoje zamówienie.
-Ej patrz!-krzyknęła Diana wskazując na dziewczynę zmierzającą w kierunku pabu. Jej burza loków znacznie odznaczała się w szarym tłumie-To jedna ze zdjęcia! Może Jesy też gdzieś tu jest-dziewczyna była pełna nadzieji. Zayn cicho się z niej zaśmiał, ale został zgromiony wzrokiem. Diana tym razem się nie myliła. Leigh-bo tak było na imię dziewczynie-podeszła do lady i zaraz potem pojawiła się przy niej uśmiechnięta Jesy. Przyjaciele spojrzeli na siebie zrozumiale a Zayn podniósł ręce w geście obrony.
-Ty idź! Na ani niemieckiego nie znam ani nigdy nie byłem dobry w tych sprawach-dziewczyna wywróciła oczami i wstała od stolika. Gdy dwie dziewczyny miały wychodzić z knajpy Diana złapała Jesy za ramię.
-Może to dziwnie zabrzmi, ale muszę z tobą pogadać-jej łamany niemiecki rozśmieszył trochę dziewczyny, ale ona jedynie wymamrotała coś pod nosem.
-Ze mną?-zdziwiła się a gdy Kamińska pokiwała głową ona przeprosiła swoją przyjaciółkę i wyszła za nią z knajpy. Diana oparła się o ścianę ciasnej uliczki i próbowała sensownie ubrać słowa.
-Znając życie w to nie uwierzyć-zaczęła-Boże, na pewno w to nie uwierzysz-jej ręce powędrowały w górę, wyrażając zdenerwowanie-Bo magia istnieje!-wydarła się wypuszczając z siebie negatywne emocje.
-Na pewno-prychnęła Jesy i chciała odejść, ale Malik zagrodził jej drogę.
-Jeśli nie wierzysz-uśmiechnął się zadziornie-Diana zrób coś!-jęknął. Dziewczyna zręcznie poruszyła rękoma i między nimi pojawił się mały ogień, który został rzucony na ziemię. Wpadł w kałużę i zniknął.
-Jeszcze coś?-zapytała śmiejąc się Dian.
-Okej....Magia istnieje....Ale, że co?! Jak, co i gdzie?!
-Normalnie, magia, w Prismie-uśmiechnął się Zayn-Pozwól, że Ci to zaraz wytłumaczymy-pociągnął ją do knajpy gdzie czekały na nią tym razem dwie przyjaciółki.
Przyszedł dzień wyjazdu. Jesy wzięła razem ze sobą dwie przyjaciółki-Jade i Leigh. Gdy już jako Wielka Jedenastka wylądowali w Bostonie emocje wzięły nad nimi górę. Strach i panika. Oczywiście wojna jest wojną i nie będzie, że wyjdą i bum! zacznie się. Tu zasady były inne. Obie strony (tu i tu rządziło jedenaście istot) stawały po swoich stronach i charakterystyczny dźwięk oznacza początek. Coś jak w Igrzyskach Śmierci. Można to porównać.
Dotarli pod azyl. Wielki murowany budynek. Nikt oprócz jasnej strony mocy niema tu wstępu. Co dziwne wrogowie jeszcze nigdy się tu nie wdarli. W takich sprawach kurczowo trzymają się zasad. Wracając do naszych bohaterów.
Rozproszyli się do swoich pokoi. Nie mieli ze sobą jakiegoś dobytku. Nie zabierali ubrań, pamiątek, telefonów i innych. Nie mieli ze sobą nic! W azylu dostali swoje stroje, które zakładali na każdą bitwę. Każdy zależnie od gatunku był inny. Tylko potęgi mieli mieszanki każdego gatunku.
Diana lekko zapukała do drzwi pokoju Jesy.
-Proszę-odpowiedziała cicho, niemal nie do usłyszenia, jednak wyczulony słuch czarownicy wybadał wszystko. Uchyliła lekko drzwi i uśmiechnęła się pocieszająco do koleżanki. Weszła do środka i usiadła na łóżku obok brunetki.
-Wiem, że Ci jest ciężko-objęła ją ramieniem. Jedna z ich starych nauczycielek kazała jej pobawić się w pocieszycielkę i pozytywnie nastawić nową przybyszkę-Ale popatrz na to z innej strony. Ty masz już 18 lat a ja jak pierwszy raz miałam wystąpić do bitwy miałam 13. Ty już trochę więcej wiesz o życiu niż wtedy ja. Jesteś mniej doświadczona w tych sprawach, ale to ze względu na to, że wychowałaś się na Ziemi a nie tu. Nie jesteś też jedynym tu normalsem. Mama Harrego była w całości normalsem a on jest półelfem. Choć trudno przyzwyczaić się do kogoś kto jest tak jakby inny to teraz nie możemy bez niego żyć. Ciebie znam dzień a jego 20 lat. Malutka różnica-zachichotała a gdy Nelson lekko się uśmiechnęła ona ją przytuliła.
-Chociaż jakieś pocieszenie i trochę się o was dowiedziałam. A tak w ogóle to jakie masz zdolności nadzwyczajne?
-Jako wampir biegam z szybkością światła, zaś jako czarownica no czaruje i dziś gadałam z kotem! Rozumiesz gadałam z K-O-T-E-M! Umiem rozmawiać ze zwierzętami. I dopiero po 20 latach się tego dowiedziałam!-rechot Jesy wypełnił cały pokój. <Lubię Cię> pomyślały.
Boston różnił się od innych miast. Był jak Slogh. Inne miasta były jak te Ziemskie a one podporządkowane pod Prism. Budynki przypominały takie z filmów i książek. To tutaj podtrzymywało się tradycje. Miasta wyglądały jak wyciągnięte z książki o czarodziejkach.
Na dworze panowała szarówka. W parku należącym do azylu dało usłyszeć się odgłosy kilkunastu cykad. Na ławce siedziała dwójka przyjaciół. Diana i Zayn.
-Ja tak strasznie się boje, Zayn-znacząco pociągła nosem mocnej wtulając się w klatkę piersiową mulata.
-Czego?
-Śmierci, Zayn. Jedyne czego się boje to śmierć-jej usta zaczęły niebezpiecznie drgać a oczy piec. Dziewczyna szybkim ruchem otarła oczy.
-Dalej wstydzisz się łez? Zrozum, że to nie oznaka słabości. Przecież w każdym coś pęka. Nie jesteś skałą, której nic nie rusza-dziewczyna spojrzała zdziwiona na przyjaciela. Jego słowa miały w sobie pewien sens. Dziewczyna ostatni raz widziała go płaczącego gdy miał 10 lat a później gdy zmarł jego dziadek.
-Ale...um....ja nie-mieszała się. Sama nie wiedziała co tak naprawdę chce powiedzieć-Ja nie potrafię-a jednak potrafiła. Z jej oczu popłynęły hektolitry łez. Chłopak bez namysłu oplótł drobną dziewczynę ramionami-Brakowała mi Cię-wyszeptała w zagłębienie jego szyi.
-Mi Ciebie też-pocałował ją we włosy.
Cała jedenastka stąpała po ziemi prowadząc za sobą całą armię. Wszyscy byli tak daleko, a jednak tak blisko od śmierci. Diana szła z wielkim kapturem na głowie. Bała się podnieść głowę. Wiedziała, że stoją przed nią potomkowie zabitych przez nich władców. Jednak gdy po ziemi rozniósł się szary dym ostrożnie podniosła wzrok. Napotkała się z groźnym spojrzeniem niejakiej Ruby-córki zabitego władcy. Na twarz Diany wkradł się cwaniacki uśmiech. Złapała za dłoń Zayna. Przymknęła oczy i przygotowała nogi do biegu. Dźwięk nastąpić miał za kilka minut. Dla nich były to godziny. Najbardziej czas dłużył się Jesy, która z łzami w oczach wpatrywała się w dłonie Diany i Zayna. Po chwili usłyszała długi dźwięk, coś na wzór rogu i okrzyk "Powodzenia" od Diany i Malika, który pociągli ją ze sobą.
-Masz-chłopak podniósł go z ziemi a dziewczyna odetchnęła z ulgą. Gdyby go nie znalazła musiałaby chodzić w cieniu, a wychodząc na słońce groziłoby jej poparzenie. Takie skutki bycia wampirem. Ruszyli przed siebie co rusz spoglądając na zdjęcie trójki dziewczyn.
Zbliżała się godzina szósta. Diana razem z Zaynem weszła do knajpki by coś zjeść. Przy ladzie chwilę zajęło im dogadanie się z kelnerką, ale udało się. Po kilku minutach dostali swoje zamówienie.
-Ej patrz!-krzyknęła Diana wskazując na dziewczynę zmierzającą w kierunku pabu. Jej burza loków znacznie odznaczała się w szarym tłumie-To jedna ze zdjęcia! Może Jesy też gdzieś tu jest-dziewczyna była pełna nadzieji. Zayn cicho się z niej zaśmiał, ale został zgromiony wzrokiem. Diana tym razem się nie myliła. Leigh-bo tak było na imię dziewczynie-podeszła do lady i zaraz potem pojawiła się przy niej uśmiechnięta Jesy. Przyjaciele spojrzeli na siebie zrozumiale a Zayn podniósł ręce w geście obrony.
-Ty idź! Na ani niemieckiego nie znam ani nigdy nie byłem dobry w tych sprawach-dziewczyna wywróciła oczami i wstała od stolika. Gdy dwie dziewczyny miały wychodzić z knajpy Diana złapała Jesy za ramię.
-Może to dziwnie zabrzmi, ale muszę z tobą pogadać-jej łamany niemiecki rozśmieszył trochę dziewczyny, ale ona jedynie wymamrotała coś pod nosem.
-Ze mną?-zdziwiła się a gdy Kamińska pokiwała głową ona przeprosiła swoją przyjaciółkę i wyszła za nią z knajpy. Diana oparła się o ścianę ciasnej uliczki i próbowała sensownie ubrać słowa.
-Znając życie w to nie uwierzyć-zaczęła-Boże, na pewno w to nie uwierzysz-jej ręce powędrowały w górę, wyrażając zdenerwowanie-Bo magia istnieje!-wydarła się wypuszczając z siebie negatywne emocje.
-Na pewno-prychnęła Jesy i chciała odejść, ale Malik zagrodził jej drogę.
-Jeśli nie wierzysz-uśmiechnął się zadziornie-Diana zrób coś!-jęknął. Dziewczyna zręcznie poruszyła rękoma i między nimi pojawił się mały ogień, który został rzucony na ziemię. Wpadł w kałużę i zniknął.
-Jeszcze coś?-zapytała śmiejąc się Dian.
-Okej....Magia istnieje....Ale, że co?! Jak, co i gdzie?!
-Normalnie, magia, w Prismie-uśmiechnął się Zayn-Pozwól, że Ci to zaraz wytłumaczymy-pociągnął ją do knajpy gdzie czekały na nią tym razem dwie przyjaciółki.
Przyszedł dzień wyjazdu. Jesy wzięła razem ze sobą dwie przyjaciółki-Jade i Leigh. Gdy już jako Wielka Jedenastka wylądowali w Bostonie emocje wzięły nad nimi górę. Strach i panika. Oczywiście wojna jest wojną i nie będzie, że wyjdą i bum! zacznie się. Tu zasady były inne. Obie strony (tu i tu rządziło jedenaście istot) stawały po swoich stronach i charakterystyczny dźwięk oznacza początek. Coś jak w Igrzyskach Śmierci. Można to porównać.
Dotarli pod azyl. Wielki murowany budynek. Nikt oprócz jasnej strony mocy niema tu wstępu. Co dziwne wrogowie jeszcze nigdy się tu nie wdarli. W takich sprawach kurczowo trzymają się zasad. Wracając do naszych bohaterów.
Rozproszyli się do swoich pokoi. Nie mieli ze sobą jakiegoś dobytku. Nie zabierali ubrań, pamiątek, telefonów i innych. Nie mieli ze sobą nic! W azylu dostali swoje stroje, które zakładali na każdą bitwę. Każdy zależnie od gatunku był inny. Tylko potęgi mieli mieszanki każdego gatunku.
Diana lekko zapukała do drzwi pokoju Jesy.
-Proszę-odpowiedziała cicho, niemal nie do usłyszenia, jednak wyczulony słuch czarownicy wybadał wszystko. Uchyliła lekko drzwi i uśmiechnęła się pocieszająco do koleżanki. Weszła do środka i usiadła na łóżku obok brunetki.
-Wiem, że Ci jest ciężko-objęła ją ramieniem. Jedna z ich starych nauczycielek kazała jej pobawić się w pocieszycielkę i pozytywnie nastawić nową przybyszkę-Ale popatrz na to z innej strony. Ty masz już 18 lat a ja jak pierwszy raz miałam wystąpić do bitwy miałam 13. Ty już trochę więcej wiesz o życiu niż wtedy ja. Jesteś mniej doświadczona w tych sprawach, ale to ze względu na to, że wychowałaś się na Ziemi a nie tu. Nie jesteś też jedynym tu normalsem. Mama Harrego była w całości normalsem a on jest półelfem. Choć trudno przyzwyczaić się do kogoś kto jest tak jakby inny to teraz nie możemy bez niego żyć. Ciebie znam dzień a jego 20 lat. Malutka różnica-zachichotała a gdy Nelson lekko się uśmiechnęła ona ją przytuliła.
-Chociaż jakieś pocieszenie i trochę się o was dowiedziałam. A tak w ogóle to jakie masz zdolności nadzwyczajne?
-Jako wampir biegam z szybkością światła, zaś jako czarownica no czaruje i dziś gadałam z kotem! Rozumiesz gadałam z K-O-T-E-M! Umiem rozmawiać ze zwierzętami. I dopiero po 20 latach się tego dowiedziałam!-rechot Jesy wypełnił cały pokój. <Lubię Cię> pomyślały.
Boston różnił się od innych miast. Był jak Slogh. Inne miasta były jak te Ziemskie a one podporządkowane pod Prism. Budynki przypominały takie z filmów i książek. To tutaj podtrzymywało się tradycje. Miasta wyglądały jak wyciągnięte z książki o czarodziejkach.
Na dworze panowała szarówka. W parku należącym do azylu dało usłyszeć się odgłosy kilkunastu cykad. Na ławce siedziała dwójka przyjaciół. Diana i Zayn.
-Ja tak strasznie się boje, Zayn-znacząco pociągła nosem mocnej wtulając się w klatkę piersiową mulata.
-Czego?
-Śmierci, Zayn. Jedyne czego się boje to śmierć-jej usta zaczęły niebezpiecznie drgać a oczy piec. Dziewczyna szybkim ruchem otarła oczy.
-Dalej wstydzisz się łez? Zrozum, że to nie oznaka słabości. Przecież w każdym coś pęka. Nie jesteś skałą, której nic nie rusza-dziewczyna spojrzała zdziwiona na przyjaciela. Jego słowa miały w sobie pewien sens. Dziewczyna ostatni raz widziała go płaczącego gdy miał 10 lat a później gdy zmarł jego dziadek.
-Ale...um....ja nie-mieszała się. Sama nie wiedziała co tak naprawdę chce powiedzieć-Ja nie potrafię-a jednak potrafiła. Z jej oczu popłynęły hektolitry łez. Chłopak bez namysłu oplótł drobną dziewczynę ramionami-Brakowała mi Cię-wyszeptała w zagłębienie jego szyi.
-Mi Ciebie też-pocałował ją we włosy.
Cała jedenastka stąpała po ziemi prowadząc za sobą całą armię. Wszyscy byli tak daleko, a jednak tak blisko od śmierci. Diana szła z wielkim kapturem na głowie. Bała się podnieść głowę. Wiedziała, że stoją przed nią potomkowie zabitych przez nich władców. Jednak gdy po ziemi rozniósł się szary dym ostrożnie podniosła wzrok. Napotkała się z groźnym spojrzeniem niejakiej Ruby-córki zabitego władcy. Na twarz Diany wkradł się cwaniacki uśmiech. Złapała za dłoń Zayna. Przymknęła oczy i przygotowała nogi do biegu. Dźwięk nastąpić miał za kilka minut. Dla nich były to godziny. Najbardziej czas dłużył się Jesy, która z łzami w oczach wpatrywała się w dłonie Diany i Zayna. Po chwili usłyszała długi dźwięk, coś na wzór rogu i okrzyk "Powodzenia" od Diany i Malika, który pociągli ją ze sobą.
♥♥♥
Znowu spóźniona! Jesteś, przepraszam, ale w weekend nie było mnie w domu, gdyż byłam u naj.przyjaciółki. Wyszedł mi nawet długi, ale jednak wciąż krótki. A i na blogu nie ma szablonu, gdyż coś się poprzekręcało i nie było widać obrazka tylko samo tło.
Świetny :*
OdpowiedzUsuń