czwartek, 6 listopada 2014

Epilog

Z końcem wojny wróciły stare obowiązki. Jednym z nich było wrócenie na Ziemię, ale nikt nie kwapił się by tam wrócić. Było tak jak było. Mieszkanie na Prismie sprawiało im przyjemność i mieli możliwość odpoczynku. Na Ziemi byliby zbyt zabiegani, aby cieszyć się normalnym dniem.

-To wykluczone!-krzyknął oburzony Louis wstając z obrotowego fotela i uderzając rękami o długi nieco krzywy stół obrad. 
-Ziemia was potrzebuje-powiedział sucho jego ojciec. Był starcem o siwych włosach i odrobinę za długiej brodzie.
-A my potrzebujemy spokoju!-odrzekła Diana spoglądając na wszystkich zebranych. 
-To jak najbardziej nam się należy-tym razem głos zabrał Zayn-Trzy lata spędziliśmy na Ziemi latając za każdym stworzeniem, które jakimś cudem przedostało się tą planetę. Później przeszło pół roku w głodzie bez dachu nad głową walczyliśmy z Kytarczykami! Teraz najwyższy czas by pomyśleć o rodzinie, która ma żyć tutaj-postukał palcem w stół-Na Prismie, a nie na obcej planecie. Jeszcze każdy z nas miałby żyć w innym kraju. Ci, którzy są ze sobą najbliżej zostaliby jak zwykle wysłani na dwa najbardziej oddalone od siebie kontynenty. Zostajemy na Prismie! Chociażbyśmy mieli stracić pozycje w radzie nie odejdziemy. Niech zastąpią nas ci, którzy jeszcze za waszego panowania przegrali najłatwiejsze, ale i najważniejsze w historii Prismu wojny!
-Zgadzamy się-odpowiedzieli chórem i złapali się za ręce-I nie zmienimy zdania-dodali.
-Niech wam będzie-westchnął po chwili namysłu starzec-Ale jest jeden haczyk...
-Każda umowa ma haczyk, ojcze-zaśmiał się gorzko Louis-A więc?
-Kiedy wasze dzieci będą na tyle dojrzałe by móc stawić czoła normalsom zostaniecie zesłani na Ziemię-wstał od stołu i odsunął krzesło-Idziecie na to?
-Idziemy-odpowiedzieli każdy po każdym.
-A czy ja mogę wrócić na Ziemie?-z rogu pomieszczenia odezwała się Jesy,
-Nie-odpowiedział mężczyzna bez namysłu.
-Ale...
-Żadnego 'ale'! Pozostała dziesiątka zostaje, więc ty też.
-Tylko oni stąd pochodzą! Wychowali się, a moje miejsce jest na Ziemi! Mam tam rodzinę i przyjaciół, a tu oprócz nich nikogo!-podniosła głos i chwyciła swoją torebkę.
-Nie masz nic do gadania!
-Co mnie to obchodzi? Myślałam, że panuje tu wolność słowa-stanęła w progu.
-Jeśli teraz wyjdziesz już możesz nie wracać na Prism!
-Do zobaczenia na Ziemi-zatrzasnęła drzwi, a wszyscy spojrzeli na siebie,
-Cieszcie się! Dostaliście to czego najbardziej chcieliście! Zostajecie na kilkanaście lat na Prismie-burknął mężczyzna.




wtorek, 4 listopada 2014

#14

-Istoty wszelkie żywe tu zgromadzone mamy to!-krzyknął Janson wbiegając do schronu-Eleanor łap!-rzucił podłużnym okrągłym pudełkiem w stronę szatynki.
-Dajcie mi chwilę. Louis chodź ze mną-zarządziła opuszczając pomieszczenie.
Na dworze już dawno było ciemno. Las pokryty grubą warstwą śniegu wyglądał jak wyciągnięty prosto ze snu. Poustawiane gdzieniegdzie pochodnie oświetlające ścieżkę dodawały ego czegoś.
Para podeszła pod jedną z pochodni i położyła przy niej kartkę.
-Trochę długie-mruknęła sama do siebie.
-Mówiłaś coś?-zapytał wilkołak przyglądając się profilowi ukochanej.
-Nie nic-uśmiechnęła się lekko kreśląc ołówkiem kolejne słowa.
Usłyszała ciche warczenie.
-Louis?-odwróciła się w jego stronę-Przemiana...?-zawarczał. Bardziej niebezpiecznie niż kiedykolwiek indziej. Dziewczyna spojrzała w górę-Pełnia?! To już dziś?!-krzyknęła przerażona i rzuciła kartkę, która spłonęła w ogniu pochodni.
Wbiegła do schronu.
-Nie mamy czasu! Ostatnia pełnia tego roku wpada dziś! Czy ktoś w ogóle o tym pomyślał!?-warknęła ubierając płaszcz na swe chude ramiona.
-Jak?!-wykrzyknęła Diana-Przecież...przecież ona...nie to nie możliwe-pokręciła głową z niedowierzania. Spojrzała przez okno. Na przeciw niego stał Louis, Louis jako wilkołak-wyszczerzył w jej stronę kły, w przyjaznym dodającym otuchy geście-A jednak to prawda... Zayn zwołaj wszystkich mamy do pokonania długą drogę a do światu sześć godzin-puściła do niego oczko.
Umiała obliczać czas. Nauczył ją tego dziadek, który wielokrotnie walczył na wojnie. Nie miał dostępu do zegarka więc nauczył się czytać z gwiazd.


Szatyn rzucił kamieniem o zamarznięte jezioro. Wyglądało na twarde. Nie załamało się.
-Louis wierze w ciebie-uśmiechnął się chytrze popychając przyjaciela w stronę "lodowiska". Ten zawarczał z wyrzutem i postawił przednie łapy na lodzie. Zapiszczał.
-Zimne?-zapytała Jesy i dotknęła gołą ręką lodu-Razem będzie raźniej-uśmiechnęła się wchodząc na lód-No co się  tak patrzycie?
-To jezioro ma dwanaście metrów głębokości. Podobno nie umiesz pływać-skrzywiła się Diana. Jesy na chwilę zesztywniała. Adrenalina zaczęła pulsować w jej żyłach, co dodało jej odwagi.
-Do odważnych świat należy! Poszłam na wojnę to i jezioro przejdę-zaśmiała się nerwowo i pociągnęła za ucho Louisa, który ruszył za nią-Twarde jak kamień. Przejdziecie bez szwanku-poinformowała stojąc na drugiej stronie jeziora.
-My się nie musimy martwić-Niall i Liam rozłożyli swoje skrzydła przelatując na drugą stronę. Diana złapała Zayna za rękę. Łączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń, ale jeszcze nikomu o tym nie powiedzieli. To ich słodka tajemnica.


Wszyscy siedzieli schowani za krzakami zaraz obok azylu Kytaru.
-Louis ty wszystko psujesz-szepnęła Eleanor-Jesteś za wielki cały czas cię widać. Leżeć-zaśmiała się cicho.
-My z Zaynem. Liamem i Ruby idziemy odbić Klarę. Później ktoś z nią zostanie a reszta pójdzie po Luke'a-poinformowała Diana i wstała z ziemi.
Po cichu weszli do azylu. Żadnej straży, żywej duszy nie widać. Tak jakby Luke przygotowywał się na śmierć. Może tak było na prawdę? Okaże się.
-Tu chyba jest pokój dla służby-powiedziała szeptem Ruby otwierając drzwi. Dwie kobiety spały w swoich łóżkach. Diana zobaczyła Klarę i jej oczy znów się zaświeciły. Poczuła radość.
-Klara...-potrząsnęła swoją siostrą.
-Tak...? Diana?!-rozbudziła się nagle i aż podskoczyła. Wtuliła się w siostrę i zaczęła łkać.
-Klara... Spokojnie, jesteś bezpieczna. Jesteśmy we dwie. Na dole czeka Perrie i wygrana-przytuliła ją jeszcze mocniej.


-Ho, ho ho kogo ja tu widzę-w bramie azylu pojawił się Luke.
-Oślepłeś nagle?-powiedziała ze sarkazmem Ruby-No co braciszku? Już mnie nie pouczysz?
-Ruby coś ty do cholery zrobiła?!-warknął w jej stronę. Podszedł do Diany, niespodziewanie wyciągnął nóż i przyłożył go do jej szyi.
-Tknij ją tylko a zabiję!-syknął Malik i wystawił kły a Luke mocnej docisnął nóż do ciała dziewczyny.
-To boli-jęknęła zagryzając wargi.
-Widocznie to nie wy go zabijecie-uśmiechnęła się lekko Ruby i właśnie wtedy na plecy mężczyzny rzucił się Louis. Rozszarpał go.
-My...my wygraliśmy!-za krzaków wyskoczyła Perrie. Za nią cała reszta. Podbiegli do martwego i nastąpiła ta najlepsza chwila. Chwila tego szczęścia. Szczęścia na, które czekali pół roku.
Zayn bez zastanowienia namiętnie pocałował Dianę.
Harry wpił się w usta Perrie.
Liam pocałował Danielle.
Janson przytulił Ruby i Jesy.
A Eleanor musiała czekać do świtu kiedy to Louis znów zamienił się w istotę ludzką.

-Nie macie nam za co dziękować-na konferencji zabrała głos Diana-Jesteśmy zwykłymi mordercami, którzy zabijali bez zastanowienia.
-To co mówi Diana ma w sobie jakąś rację. Zabijaliśmy! Ale zabijaliśmy dla was. Żebyście mogli być wolni. Teraz już was nie zostawimy! Nie ześlą nas na Ziemię. Jesteśmy tu i nie spoczniemy dopóki nie będziecie do końca bezpieczni

Wiadomości